Ogrody w literaturze dziecięcej, jak pisała Alicja Baluch, są archetypami, praobrazami migotliwymi znaczeniowo, które nieustannie się zmieniają, ożywają piękne i potężne, ale mogą także umrzeć i być kojarzone z pustką lub nicością. Bohaterka książki „Miałam kiedyś ogród”, mówi nam jakby potajemnie, szeptem, że miała kiedyś cudowny ogród i był dla niej najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. To było jej MIEJSCE, mikro-przestrzeń, którą pielęgnowała, kochała i która napełniała ją radością i poczuciem spełnienia.
Ogród może być tutaj soczystą jak śliwka metaforą. Dlatego dla każdego odbiorcy będzie oznaczał coś innego, dla niektórych pozostanie po prostu ogrodem, w którym może zakręcić się w głowie od nadmiaru światła, żywych istot i miękkich roślin. Któregoś dnia ogród i całe przepełniające go życie zostaje zniszczony. Matka ogrodu jest w rozpaczy, sama czuje się zniszczona. Nie ma dokąd pójść. Praca jej rąk nie jest już potrzebna. Zamieszkują w niej rozpacz, nieokiełznany smutek, lęk i ból fizyczny oraz egzystencjalny.
W jej surrealnych widzeniach lub gorzkich snach przybywają do niej symboliczne zwierzęta, by ukoić splątany umysł Matki. Jednak najsilniejszymi emocjami, które targają Matką, są gniew i poczucie straty. Je reprezentuje Tygrys, który w desperacji niesie ze sobą płomień lub jest płomieniem. Po jego zniknięciu nad popieliskiem zapadają ciemności. Matka zostaje sama w mroku, odcięta od wszystkiego jak na pustyni. Staje się popieliskiem. Czasami ukrycie się w ciemności bywa straszne. Dawne majaki wyciągają do nas ręce spragnione czułości jak ogród wody i kreatywnej dłoni Matki-demiurga. Matka jest na to ślepa i głucha.
Po nicości, mroku, samospopieleniu potrzebuje potęgi silnych mentalnie zwierząt – Słoni – które, jak żaden inny gatunek rozumieją proces umierania, śmierci i żałoby. Słonie przyprowadzają deszcz, będący jak długo wstrzymywany płacz. Płacz za intensywnym życiem, którym była, płacz za żywotnym ogrodem, którym była, płacz w imieniu sensualności życia i ogrodu, za którymi tęskni. Bo Matka to ogród, a ogród to życie. Bo Matka to życie, a życie to ogród. Kiedy deszcz rozpuszcza mrok, Matka dostrzega jasność. W tej jasności widzi pusty skwer, taki któremu jej demiurgiczna siła może nadać nowy kształt lub wrócić do poprzedniego. Najważniejsze, że jest gotowa, by stworzyć swoje dzieło na nowo, czymkolwiek ono dla niej jest i czymkolwiek jest dla Was.
Wiem, że tak jak i ja znacie tę przypowieść z własnego życia. Wystarczy nasza wewnętrzna siła i magiczna pestka kreacji. Czym są Wasze ogrody? Jakie są Wasze duchowe zwierzęta? Co Was niszczy, wypala? Ale nade wszystko, co Wam daje siłę, by powrócić? Przepiękna i niezwykle mądra książka obrazkowa Katarzyny Samosiej to zmetaforyzowana i symboliczna przypowieść o ludzkich pasjach, namiętnościach, miłościach, emocjach, poczuciu spełnienia, ale także o stracie, umieraniu, żałobie, depresji, duchowej zapaści, niesprecyzowanym lęku i traumatyzującym smutku płynącym niewiadomo skąd. Dla mnie to bardzo intymna i ludzka książka o przeżywaniu siebie samego, świata i daniu sobie prawa do stanięcia twarzą twarz z każdym uczuciem, które warto otoczyć troską, namysłem, być wobec niego cierpliwym i wrażliwym.
Wyjątkowo empatyczna Matka odczuwa mocno, pozwala sobie na krzyk i na kompletną ciszę. I właśnie finałowa cisza oraz spokój dają szansę na ponowną relację Matki z ogrodem. Dają szansę Każdemu z nas na nowy początek. Opowieść pisarki ma wiele sensów. Wszyscy odnajdziemy w niej własną historię. To lapidarna, poetycka, symboliczna przypowieść o tym, że możemy powstać z kolan, lecz musimy się ODZNIECZULIĆ, a to proces wyjątkowo bolesny. Zarówno nasze ogrody, jak i nasze ciemności oraz spopielałe miejsca pozostają w nas na zawsze i być może są kluczowymi tropami na drodze do pojednania z samymi sobą. Czasami tylko na jałowej ziemi można dostrzec pestkę zmiany.
Komu można polecić tak głęboką i wartościową opowieść? Nie będę oryginalna: młodym ludziom, osobom w wieku średnim, a także seniorom. Oni na pewno przeżywszy wiele, zaniosą tę piękną książkę do domów swoich dzieci, wnuków i jak nikt wyjaśnią im ambiwalentną epifaniczność jej znaczeń. „Miałam kiedyś ogród” daje nadzieję i powinna znaleźć się w każdym domu, warto ją czytać co jakiś czas i z nią dorastać. Ta przypowieść to prawdziwy dar.
