W Beskidzie cisza. Recenzja książki Marii Strzeleckiej „Beskid bez kitu. Zima”, wyd. Libra, Rzeszów 2021.

„A w Beskidzie rozzłocony buk, a w Beskidzie malowany cerkiewny dach, a w Beskidzie zapach miodu w bukowych pniach…”[1].

Beskid bez kitu, autorstwa Marii Strzeleckiej, to doceniana w licznych konkursach literackich oraz graficznych opowieść o łemkowszczyźnie, okrzyknięta mianem bestsellera 2019 roku. Beskid bez kitu. Zima stanowi kolejną część beskidzkiego cyklu i podobnie jak trzy lata temu tom pierwszy, staje się fenomenem literacko-graficznym 2022 roku. Baśń Strzeleckiej uhonorowana została w Konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji Ibby przez jury literackie oraz graficzne jako arcydzieło, odznaczające się doskonałą, wysublimowaną synergią słowa i obrazu. To pierwsza książka w historii Konkursu Książka Roku Polskiej Sekcji Ibby, która zdobyła tę zaszczytną nagrodę. W Zimie pisarka posługuje się przepiękną polszczyzną. Uważnie, z namysłem, powoli komponuje zimowy świat, wzbogacając go o niezwykłe pejzaże, zatopione pod puchową kołdrą śniegu. Strzelecka zaprasza czytelników do poznawania zimowego królestwa. Oryginalna, baśniowa narracja sprawia, że niecierpliwie czekamy, aż ktoś zacznie czytać na głos tę piękną, familijną księgę. Opowieść dobrze interpretowana (przez dzieci i dorosłego pośrednika lektury) wywołuje w audytorium błogość i tęsknotę za iskrzącym się mrozem oraz białym puchem pokrywającym świat, zachęcającym dzieci i dorosłych do orzeźwiającej zabawy w krystalicznie czystym śniegu.

Wkraczanie zimy w nasze życie nosi znamiona cudu i wyzwala zachwyt nad surowym pięknem natury. Opisane kunsztownym językiem beskidzkie pejzaże, góry, siedliska zamieszkałe przez ludzi (w zimie ludność skupia się w chyżach, by opowiadać baśnie przy cieple czułego ognia) oraz nory, zapadliny, jamy czy wykrot okupowane przez zwierzęta nie-ludzkie (kryjówki leśne są domeną prastarych bóstw i bogów – zwierząt zapadających w sen, chociażby niedźwiedzi). W Beskidzie panuje niezwykła cisza, gdyż władcom lasu nie wolno przeszkadzać. Potrzeba spokojnego oglądu białego świata oraz promieniejącego nad nim słońca, bliska jest tym z nas, którzy poszukają wewnętrznego wyciszenia lub spowolnienia nadaktywnej wyobraźni. Dzięki spowolnieniu galopujących wyobrażeń, możemy ulec zimowym fantazmatom i przeobrazić się w bezszelestnego, bielusieńkiego kota, który dla dobra zaskrońca wypija przeznaczone wężowi mleko (zaskrońce nie piją mleka!) i tym samym rozpoczyna dzień od dobrego uczynku. Następnie jego zwyczajem przycupniemy na stryszku, delektując się błogim stanem umysłu, będącym na styku snu o zimowej, niebezpiecznej wyprawie w nieznane oraz kojącej, ciepłej jawie przypisanej gwarnemu domostwu opatulonemu szalem zimowej wichury.

Opowieść rozpoczyna powolna, zmysłowa narracja. Obserwujemy zimowy krajobraz z punktu widzenia puszczyka, co później w fascynujący sposób artystka kontynuuje i tym samym daje nam przepustkę do szczelinowego i sekretnego poznawania takich miejsc, których ludzkie oko nie dostrzega, lecz ptasie, kocie, wilcze, lisie, sarnie, borsucze już tak! Grzechem byłoby nie przywołać fragmentu tej znakomitej opowieści, której bohaterem jest puszczyk oraz jego nocny rytuał: „Siedział na czubku starego, złamanego buka. To było jego gniazdo i punkt obserwacyjny. Dochodziła północ. Wszystko ucichło, nawet wiatr zwiną się w kłębek i spał pod rozłożystym świerkiem. Zza lasu dźwignął się ogromny, jasny księżyc i płynął nisko po niebie, odbijając się w skrzącym śniegu. Zaglądał po drodze w różne zakamarki. Do dziupli, gdzie spał dzięcioł z czerwoną plamką na głowie, po wykrot*, gdzie już dawno zasnęła niedźwiedzica i gdzie lada moment urodzą się jej młode, pod śnieżny nawis, gdzie na gałęzi jodły spały wtulone w siebie malutkie raniuszki. Piął się coraz wyżej na spotykanie chmurki zagubionej na głębokim, gwieździstym niebie” (s. 1). Jak widać, wielkim atutem beskidzkiej opowieści są esencjonalne opisy zimy – widziane oczami zwierząt nie-ludzkich – zimy pełniącej rolę nadrzędną. Świat przedstawiony podporządkowany jest całkowicie lodowatej królowej, budzącej szacunek czytelnika oraz ludzkich i nieludzkich bohaterów.

Opowieść Strzeleckiej jest intymna, skryta, wyciszona. Dominują w niej ludowe, folklorystyczne detale, które nadają tekstowi, zarówno w warstwie werbalnej, jak i wizualnej, charakter prabaśni. Dlatego dostrzegamy w niej charakterystyczne tropy, od wieków zaprzątające umysły ludzkie, takie jak: symbole i archetypy; miejsca graniczne; przestrzenie zakazane; tajemnicze znaki oraz niemal niewidzialne jak płatki śniegu okruchy magii. Magia idzie w sukurs działaniom zwierząt i natury, które postrzegamy w skali mikro i makro. W obu skalach pod zimową kołdrą toczy się życie. Wsłuchawszy się w ziemię, słyszymy piski nornic, myszy i ryjówek, które pod powierzchnią mają dobrze zagospodarowane tunele, trudne do pokonywania jak labirynty. Kiedy obserwujemy naturę dokoła, dociera do nas pochrapywanie większych zwierząt i niecierpliwy oddech ptaków. Wąchając na strychu kurz, czujemy ruchy gadziny domowej: kota, zaskrońca, krowy Białki i dwóch owiec: Rajfurki i Topolki, a może nawet tworów magicznych – chowańców, gnieciuchów, czortów, w których istnienie wierzą domownicy. Pięknej, baśniowej opowieści towarzyszy narracja wizualna, portretująca naturę, ptactwo, zwierzynę, zabudowy i domostwa. Pod ilustracjami (pierwotnie były to drzeworyty wykonane przez Strzelecką) artystka zostawia merytoryczne komentarze m.in. nazw ptaków w języku polskim oraz łacińskim lub omówienia domostw czy przedmiotów używanych w codziennym życiu rodzin łemkowskich. Podobnie czyni, gdy posługuje się archaizmami, wówczas czytelnik może sprawdzić znaczenie konkretnych słów w przypisach.

Niezwykle istotny jest fakt, że artystka przedstawia świat łemkowski wraz z jego religijnością, zwyczajami, obyczajami, językiem i kulturą w latach 20. XX wieku. Opisy codziennego życia łemkowskiej rodziny są niezwykle ciekawe literacko, ale też fascynujące pod kątem antropologicznym, etnograficznym i etnologicznym. Chociaż czytelnik czyta opowieść baśniową (uniwersalną), cały czas interioryzuje rzetelną wiedzę o dawnym, łemkowskim świecie. Beskid bez kitu. Zima spełnia więc funkcję artystyczną i edukacyjną. Należy jednak podkreślić, że jest to książka wysokoartystyczna, dlatego wiedzę merytoryczną o łemkowskiej kulturze przyswajamy naturalnie. Nie istnieje ani jeden fragment tekstu potraktowany przez artystkę powierzchownie, stąd nic nie burzy pięknej fabuły i cieszących oczy obrazów.

Obok świata natury, istnieje świat ludzki. Główna bohaterka Paraska próbuje oszukać mróz w stajni, ocieplanej ciałami zwierząt. Dziewczynka ma z nimi głęboką relację, która polega za zaufaniu, sympatii i poczuciu, że znajduje się pośród przyjaciół, których bardzo kocha. Zapachy stajni i domu mieszają się ze sobą, tworząc konglomerat swojskich woni, dających mieszkankom chyży poczucie bezpieczeństwa. Podobną rolę spełnia rozpalany na palenisku ogień – dawca ciepła, który krzepi i stanowi symbol życia w kontrze do olbrzymiego, zimowego, zamarzniętego, bezgranicznego świata. Następuje tu zderzenie królewskiej zimy w Beskidzie Niskim, której kontrapunktem jest mała chyża tętniąca codziennym gwarem, harmiderem, który rozprasza mrok i oswaja niekończący się biały świat codziennymi rytuałami życia rodzinnego. Artystka przywiązuje uwagę do detali łemkowskiego życia w chyży analogicznie do świata natury, który podziwia i który budzi w niej niekłamany zachwyt. Widać to w każdym najdrobniejszym słowie, co sprawia, że mamy ochotę porzucić ciepłe gniazda na rzecz przygody, która niecierpliwie wzywa bohaterów opowieści.

Esencjalizujc fabułę, skupmy się na łemkowskiej rodzinie: matce, córkach Nastce i Parasce, małym Mikołaju oraz ojcu kamieniarzu. Zimą w chyży ludzie żyją na równi ze zwierzętami. Zadaniem dziewczynek jest dbać o dobrostan chyży, utrzymywać ogień i przynosić ze studni wodę. Matka opowiada dzieciom bajki, które przyciągają też zwierzynę. W cieple domowego ogniska spokój odnajdują ludzcy oraz nie-ludzcy mieszkańcy chyży. Bezpieczną atmosferę domostwa stwarza ogień, postrzegany przez miejscowych jako nowe bóstwo, jak również równościowe relacje zwierząt i ludzi, a także łagodny obraz matki karmiącej piersią Mikołaja oraz śpiewane mu najczulsze kołysanki.

Codzienne rytuały, nagle zostają przerwane, gdy znika ojciec rodziny. Paraska najbardziej niepokoi się o ojca, gdyż tak jak on pragnie zostać kamieniarką. Jej zdaniem „było coś magicznego w ciosaniu kamienia, w wydobywaniu z niego ukrytego kształtu. Kamień ma w sobie ponad ludzką siłę i potęgę, a rzeczy z niego wykute przejmują tę moc. Kamienne rzeźby żyją dłużej niż ich twórcy, stanowią granicę między światem duchów i żywych” [BBKZ]. Kiedy nadchodzi uroczysty, świąteczny dzień, jakim jest wizyta w cerkwi, matka nie może towarzyszyć córkom, gdyż przez sześć niedziel od urodzenia dziecka nie wolno jej chodzić do świątyni. Paraska i Nastka są zauroczone modłami, słowami kapłana, zachwyca je wszechobecne piękno i malowidła na ścianach. W tym samym czasie jednak pod cerkiew przychodzi wyczerpany koń ojca dziewczynek. Wówczas rozpoczyna się symboliczne „dziewczyńskie” przejście ze sfery interior (bezpiecznej, znajomej) do exterior (obcej, nieznanej, niebezpiecznej), które dla córek kamieniarza okaże się brzemienną w skutkach wyprawą inicjacyjną, mającą na celu uratowanie ojca.

Co ciekawe, grupą zawiaduje niezwykła dziewczynka, niepokorna, rebeliantka Tekla, która nie przestrzega zasad kultury patriarchalnej, jest niezwykle dzielna, być może wzorowana na archetypicznej triksterce Pippi Pończoszance. Ogromnym atutem opowieści jest to, że pisarka zdecydowała się na misję inicjacyjną dziewcząt. Chłopięce wyprawy są bowiem już nieco passe, zwłaszcza w opowieściach stylizowanych na baśń. Artystka przywiązuje uwagę do detali łemkowskiego życia podobnie jak do świata natury, lecz wyprawę powierza dziewczętom, czując intuicyjnie, że ta podróż wzmocni je psychicznie, nauczy pokory oraz podziwu wobec skomplikowanej zimowej wyprawy. Wiadomo jednak, że jeśli sprostają zadaniu, nauczą się podziwiać lodową krainę, ale także znać swój status względem majestatu Beskidu Niskiego. Przejdą zatem swoistą metamorfozę. Staną się nieustraszonymi znawczyniami beskidzkich terenów, gotowymi pomagać każdemu, kto zaginą, jest poszukiwany i na kogo czeka zrozpaczona rodzina. Wyciszone marzenia dziewcząt wybrzmią jak dzwon, nabiorą odwagi, dzięki której kobiety zawsze zmieniały świat na lepsze, udowadniając samym sobie mądrość, równość mężczyźnie, siłę ciała i charakteru. Bohaterki opowieści Strzeleckiej osiągają bardzo dużo. Czy odnajdą zaginionego ojca? Czy Paraska powie rodzinie o swoich marzeniach? Czy wzniosą się jak Królowe Śniegu po własne pragnienia? Przeczytajcie sami.

Konkludując, dawno nie czytałam i nie oglądałam tak pięknego dzieła, rozpiera mnie duma, że należałam do tych kobiet w tegorocznym jury, które zdecydowały się przyznać książce Strzeleckiej najwyższą nagrodę za jej wyjątkową, ciężką pracę, która prawdopodobnie wynikała właśnie z niezłomnej chęci realizowania marzeń. Brawa! Beskid bez kitu. Zima to niewątpliwie arcydzieło 2022 roku, które pozostanie z czytelnikami na zawsze.

Przedruk:

Katarzyna Slany


[1] Tekst piosenki A w Beskidzie…: Andrzej Wierzbicki.