Upamiętnianie tych, którzy „odeszli”. Recenzja książki „Pewnego dnia odwiedziłam dziadka” Barbary Supeł,  il. N. Zadora-Dyrda, Świetlik, Białystok 2024.

Bohaterką książki „Pewnego dnia odwiedziłam dziadka” Barbary Supeł jest sześcioletnia Halusia, wnuczka babci Wiery. Dziewczynkę ciekawi dziadek Ziutek, którego nie poznała, gdyż umarł. Halusia szuka sposobów na dowiedzenie się ważnych rzeczy o dziadku. Wie, że jest do niego wizualnie podobna, a intuicja podpowiada jej, że odziedziczyła po nim też temperament. W rodzinie często przywołuje się powiedzonka dziadka: „A niech to dunder świnie”, „Do jasnej Anielki”, „A niech was wszyscy święci”. Halusia czuje podświadome pokrewieństwo dusz z dziadkiem, który – jak zaświadczają bliscy – był wesołą osobą. Sześciolatka dostrzega ambiwalentne zachowania i emocje babci, która raz traktuje rzeczy po mężu jako artefakty pamięci, innym razem budzą w niej tak wielką tęsknotę za nim, że pragnie je oddać. Nigdy się jednak ich nie pozbywa, ponieważ pamiątki pozwalają jej przywoływać wspomnienia. Opowieść Barbary Supeł jest nostalgiczna, spokojna, skąpana w kalejdoskopie barw jesieni, szczególnie melancholijnego listopada. To klasyczna historia tanatologiczna dla młodszych dzieci, której celem jest oswojenie ich ze śmiercią, żałobą oraz upamiętnianiem zmarłych w sposób sensualny i bezpieczny.

Przewodniczką wnuczki po wspomnieniach o dziadku jest babcia. Najpierw opowiada Halusi o wielkiej miłości dziadka do ukochanego psa Bączusia, który jako członek rodziny mocno odczuł utratę najbliższego człowieka. Babcia i Halusia pochylają się nad emocjami zwierzęcia, a sześciolatka dostrzega psie uczucia, takie jak smutek czy tęsknota. Halusia je zna, dlatego identyfikuje się z Bączusiem i współczuje mu. Następnie babcia zabiera wnusię na grób dziadka, gdzie dziewczynka odkrywa prawdziwe oblicze cmentarza, dalekie od demonicznych siedzib upiorów rodem z Halloween. Cmentarz oczami Halusi jest miejscem pięknym, cichym, pełnym bluszczu, o którym tak mówi babcia: „Bluszcz to roślina, która jest wiecznie zielona. Oplata samotny grób, jakby chciała go mocno przytulić”. Halusia postrzega cmentarz jako labirynt pełen kwiatów, przestrzeń tajemniczą, lecz bezpieczną. Podobne odczucia ma Bączuś, który „[…] przeszedł kilka kroków, położył się przy kamieniu, głośno westchnął, a po chwili spokojnie zasnął. Zupełnie jakby leżał na czyiś kolanach”. Babcia opowiada wnuczce różne zabawne historie o dziadku, ich wspólnym życiu, ale mówi też o poważnych momentach. Ten szczególny sposób przekazywania wspomnień o zmarłym – w postaci dobrych, pięknych, zabawnych anegdot – wrażliwemu dziecku zapadnie głęboko w serce.

Autorka wykorzystuje tanatopedagogiczne strategie oswajania dziecka ze śmiercią, żałobą i upamiętnianiem zmarłych. Nie sili się na przekonywanie czytelnika do pryncypialnych wytycznych różnych religii i autorytarnych rytuałów. Prostota stanowi atut tej opowieści. Halusia oswaja sferę tanatosa z dojrzałą przewodniczką, która pozwala jej na indywidualne zgłębianie trudnego tematu w trakcie swobodnej, miłej rozmowy okraszonej figlami dziecięcej wyobraźni. Babcia i wnuczka dekorują grób kwiatami, zapalają znicze, a jednocześnie żartują o dniach spędzanych przez dziadka w niebie. Halusia nie musi płakać nad grobem dziadka, babcia woli, aby grób kojarzył się sześciolatce z kojącą przystanią, a upamiętnienie dziadka polegało na katarktycznym śmiechu, tak charakterystycznym dla niego za życia.

W książce tej upamiętnianie zmarłego przez dziecko polega zatem na pielęgnowaniu jego obrazu, lecz nie doskonałego, posągowego, a po prostu ludzkiego, takiego, jakie dziecko potrafi zrozumieć i zmierzyć swoją miarą. Mozaika wspomnień o dziadku Ziutku przekazana Halusi przez babcię jest tak bliska dziecięcej percepcji, że na pewno zapadnie jej w pamięć, a sam dziadek przestanie być kimś obcym ze zdjęć. Być może nawet – w miarę poszerzania opowieści przez babcię – okaże się dla Halusi kimś bliskim. Dziewczynka ma w końcu długą drogę do poznania samej siebie oraz odkrycia cech dziadka w sobie.

            Autorka pisząc tę ciepłą opowieść, zapewne czerpała wzorce ze skandynawskich, tanatopedagogicznych książek obrazkowych dla dzieci, będących od dawna źródłem strategii oswajających dziecko z tematyką mortualną. Te świadome inspiracje cieszą, warto bowiem, aby i rodzima literatura dziecięca miała własne ciekawe i mądre pozycje w tym arcyważnym nurcie literatury dla dzieci. Finalnie dodam, że warstwie werbalnej towarzyszą czarujące ilustracje, które są doskonałym dopełnieniem tekstu. Ich urok zachwyci małych i dużych.

Recenzja jest przedrukiem z czasopisma „Poradnik Bibliotekarza” 2/2025.

Postaw kawę dla KawkaDlaRecenzji – buycoffee.to