
Katarzyna Slany:
Szanowny Panie Profesorze, Drogi Grzegorzu,
dziękuję Ci z całego serca, że wyraziłeś zgodę na wywiad ze mną, który pojawi się na moim blogu: Piórkiem i pazurkiem o współczesnej literaturze dziecięcej oraz młodzieżowej w szufladce: Książki polecane przez miłośników i znawców literatury dziecięcej i młodzieżowej.
Jesteś wybitnym badaczem i znawcą tejże literatury, napisałeś mnóstwo książek oraz artykułów o literaturze dla niedorosłych. Można powiedzieć, że zjadłeś na niej zęby. Dla mnie jesteś Mistrzem Naukowym i Dobrym Człowiekiem, który nigdy nie odmówił pomocy merytorycznej i wsparcia duchowego młodszym badaczom. Stworzyłeś świetny zespół badaczy i badaczek na Uniwersytecie Warszawskim, będący wspierającą się grupą profesjonalnych pasjonatów literatury dziecięcej i młodzieżowej. Razem podejmujecie wiele zadań naukowych, które przynoszą świetne efekty na skalę międzynarodową. Chciałam zapytać skąd u Ciebie ta piękna potrzeba wspierania młodych ludzi naukowo oraz psychicznie?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Żeby nie mówić długo i nie popaść w banał, przywołam refleksję Jeana Guittona, który w dzienniku notował: „Będziemy ich uczyć podejmowania wysiłku, oni zaś, młodzi, będą nas uczyć tej sztuki omijania wysiłku, która stanowi o ich wdzięku. My im dajemy reguły, a oni przywracają nam trochę wyobraźni i niewinności. My im narzucamy naszą powagę, a oni nam podszeptują, dlaczego – ponad wszelkim niepokojem – trzeba trwać w prawdziwej radości. My im pokazujemy, że wszystko jest trudniejsze, niż im się zdaje. Oni, w zamian za to, uczą nas, ludzi o pobrużdżonych czołach, że w gruncie rzeczy wszystko jest łatwiejsze, niż nam się kiedykolwiek zdawało”.
Nauczyłem się od Was więcej, niż kiedykolwiek mógłbym sądzić, że jestem w stanie nauczyć się. I dostałem więcej, niż sam mogłem dać.
Katarzyna Slany:
Interesuje mnie, jak wspominasz lata studenckie, doktoranckie i późniejszą drogę do habilitacji i profesury oraz na którym z tych etapów uświadomiłeś sobie, że literatura dla niedorosłych jest Twoją największą pasją?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
W latach 70. i 80. XX w. literatura dla dzieci była białą plamą w literaturoznawstwie polskim. Wędrowali tam jedynie najbardziej wytrwali zwiadowcy. Wytyczali pierwsze ścieżki i szlaki, zostawiali drogowskazy. To trochę tak, jak odkrywanie Bieszczad w latach 50. i 60. Pociągał mnie obszar nieznany, w nauce odrzucony, wówczas traktowany lekceważąco. Potem nie było już odwrotu: każda dziedzina może człowieka porwać, jeśli tylko bakcyl ciekawości zrobi w mózgu swoje. Nie ma znaczenia, czy to są malowidła naskalne, ryty i rzeźby z epoki paleolitu, czy „boska cząsteczka” Higgsa, czy teoria zabawy według Piageta – im głębiej wnikamy w skomplikowaną materię rzeczywistości, tym bardziej stajemy się jej zakładnikami.
Katarzyna Slany:
Podziel się z nami, jakich ludzi nauki spotykałeś na swojej drodze naukowej? Wiem, że ważna była dla Ciebie Profesor Krystyna Kuliczkowska, ale byli pewnie także inni naukowcy, którzy wspierali Cię na ścieżce kariery naukowej. Zechcesz o nich opowiedzieć?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Wielu innych znakomitych towarzyszy podróży dobry Los postawił na mojej drodze, ale na podium są tylko trzy miejsca.
Miejsce trzecie: prof. Stanisława Gronau, szkolna polonistka. Kiedyś postawiłem przy jej biurku krzesło z poucinanymi nogami. Gdy nieświadoma podstępu usiadła, zza biurka dał się słyszeć zdumiony głos: „Grzegorzu, dlaczego mi to zrobiłeś?”. Sukces zamienienia lekcji w sztubacką błazenadę mógł mieć wielu ojców, ale ona wiedziała, że taki żart robi się tylko osobie, której się ufa, a ja jej ufałem i wiedziałem, że zamiast wyrzucić mnie ze szkoły, dołączy do wspólnoty śmiechu niedojrzałych matołków. Gdy wstała, miała na twarzy ten sam uśmiech. Nie można być dobrym nauczycielem, jeśli nie jest się człowiekiem wielkiego formatu.
Miejsce drugie: prof. Krystyna Kuliczkowska. Miała ogromną wiedzę, znakomite wyczucie literackie, blisko znała wielkich pisarzy – Annę Kamieńską, Jarosława Iwaszkiewicza, ale wspominała o nich rzadko, jakby bojąc się posądzenia o chełpliwość. Skromność i nieśmiałość powodowały, że wizyty w jej domu rozpoczynały się rytuałem krzątactwa wokół kawy, cukru, ciasteczek, otwierania i zamykania okien… Nieśmiałość blokowała ją, nie lubiła publicznych wystąpień. Mało kto mógł to wyczuć – do perfekcji opanowała sztukę kamuflażu. Ostatni raz widziałem prof. Kuliczkowską w szpitalu, bardzo schorowaną. Przyniosłem dedykowaną jej książkę, która właśnie ukazała się drukiem – Poezja dla dzieci. Mity i wartości. Odłożyła ją na bok i zapytała o swoich magistrantów, o każdą osobę po kolei. Potem o mój doktorat. Dopiero potem wzięła książkę do ręki i rozpromieniła się. Gdy pewnego dnia powiedziałem kilka zdań o jej pracach, zaraz mi przerwała: „Może i będą mnie cytować jak Szycównę, ale ty musisz być lepszy”. Wsparcie polega na ustawianiu poprzeczki w miejscu wyznaczonym przez wiarę w skoczka.
Miejsce pierwsze: mój promotor, mistrz, później uniwersytecki szef, w końcu przyjaciel – prof. Andrzej Makowiecki. Zawdzięczam mu wszystko. To on ukształtował moją postawę życiową i mój warsztat naukowy. Był więcej niż ojcem. Pozostanie wśród najważniejszych osób w moim życiu. Komplement usłyszałem z jego ust zaledwie dwa razy w życiu. Wspiera się nie komplementami, tylko mądrą obecnością.
Katarzyna Slany:
Opowiedz o ulubionych książkach dla dzieci i młodzieży, które pokochałeś jako doktorant lub nawet wcześniej, a które są Ci nadal bliskie i postrzegasz je jako wiernych przyjaciół?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Odkryciem była dla mnie Książka jutra, czyli tajemnica geniusza drukarni Bronisławy Ostrowskiej, pierwsza polska powieść autotematyczna. We wspomnieniową fabułę wpisana jest historia powstawania zarówno utworu (tekstu), jak i książki (przedmiotu). Wszystko zaczyna się od zapamiętanej z dzieciństwa sceny, w której autorka, wówczas mała dziewczynka, przejeżdża powozem przez wyrębywany las. Upadające drzewo przygniata jednego z drwali – jego osierocony syn w przyszłości zostanie drukarzem. Autotematyzm tej powieści obejmuje bardzo różne obszary, np. pytanie o to, co jest źródłem twórczości literackiej. Pierwsza scena przynosi pierwszą odpowiedź: przeżycia z dzieciństwa.
Podobną w charakterze książką jest W Nieparyżu i gdzie indziej Anny Kamieńskiej. To też powieść autotematyczna. Pan Michaś przystępuje do pracy nad książką i nagle słyszy głos zatroskanej mamy: „Michasiu, pisz staranniej”. Dorosły pisarz staje się na chwilę małym chłopcem. Gdy tylko odzyskuje dorosłość, przez okno wskakuje tamten mały Michaś i kradnie dorosłemu Michasiowi rozpoczętą powieść. Niezwykły, frapujący pomysł, wielopiętrowa metafora, nasycona trudnymi do jednoznacznej interpretacji znaczeniami. Zrozpaczony pisarz wyrusza w świat, poszukując małego chłopca i skradzionego zeszytu. Znakomita, mądra, pełna humoru i liryzmu książka. Przed laty, zafascynowany, napisałem wraz z żoną jej adaptację, wystawioną przez Teatr Telewizji z udziałem m.in. Stanisławy Celińskiej i Zbigniewa Zapasiewicza, który spektakl reżyserował.
Skoro powiedzieliśmy, że na podium są trzy miejsca, niech wszystkie zostaną zapełnione. Z powrotem, czyli fatalne skutki niewłaściwych lektur Zbigniewa Batki to kolejna powieść autotematyczna, szczęśliwie wznawiana dziś i przypominana. Najprzedniejszy humor, znakomity warsztat literacki, wyrafinowane pomysły fabularne rodem z powieści absurdu – wszystko to czyni książkę lekturą doprawdy niezwykłą, pełną dynamizmu i refleksji.
Katarzyna Slany:
Ciekawi mnie, których polskich pisarzy oraz które polskie pisarki dla dzieci i młodzieży cenisz najbardziej, biorąc pod uwagę literatów piszących przed rokiem 2000-ym?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Jeśli weźmiemy pod uwagę cały wiek XX, to Bolesław Leśmian. Bez baśni Leśmiana byłaby pustynia. To on wprowadził polską literaturę dla dzieci na wyżyny światowe. Leśmian językiem dziecięcej baśni mówi o tajemnicy istnienia, o porywającym wszystko i wiejącym nieustannie wichrze życia, o granicach poznania, o poetyckim widzeniu świata, o wierności sobie, o życiu, mądrości, miłości i śmierci… Lektura baśni Leśmiana (Klechdy sezamowe, Przygody Sindbada Żeglarza, Klechdy polskie) jest jak słuchanie muzyki: porywa i zawłaszcza. Na tym polega prawdziwa sztuka. Bez Leśmiana nie byłoby powieści Janusza Korczaka, poezji Juliana Tuwima i Jana Brzechwy, baśni Joanny Kulmowej i powieści Anny Kamieńskiej, powieści fantasy (Córka Czarownic) i powieści fantazmatycznych Doroty Terakowskiej i przewrotnych historyjek Macieja Wojtyszki. Wszystkie miejsca na podium dla Leśmiana.
Katarzyna Slany:
Napisałeś wspaniałą książkę Magiczna biblioteka. Zbójeckie księgi młodego wieku, w której polecasz bardzo dobrą, czasami wybitną literaturę dla niedorosłych. Poleć, proszę kilka Twoich ulubionych utworów, które omawiasz w Magicznej bibliotece… jako zachętę do ich przeczytania dla tych, którzy nie czytali jeszcze Magicznej biblioteki…
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Magiczna biblioteka… jest książką magiczną dlatego, że opracował ją najznakomitszy polski typograf Andrzej Tomaszewski, podobnie jak nieco późniejsze moje Wielkie małe książki. Lektury dzieci. I nie tylko. Obie są arcydziełami edytorskimi. Tak powinno się wydawać książki o literaturze dla dzieci, ale to nie moja zasługa, lecz wydawców. Podtytuł tej książki, o którą pytasz (Zbójeckie księgi młodego wieku), wskazuje główną tezę: nie jest ważne, ile kto przeczytał książek, ważne jest, co przeczytał i jak. Czytać warto jedynie książki, które porywają, zawłaszczają wyobraźnię, zostają w pamięci i niepokoją, skłaniają do refleksji, „chodzą” za nami. Są „zbójeckie”, bo burzą spokój, nie pozwalają przejść obojętnie, niepokoją, intrygują. Społeczeństwo chciałoby w rękach młodego pokolenia widzieć książki, które niosą „pożytki”. Pożytkiem muzyki jest rozwój naszego życia wewnętrznego, naszej wrażliwości, a nie wchłonięcie dydaktycznych tyrad. To samo dotyczy książki. Czytelnictwu zagraża sama książka: nudna, jałowa, za to pełna „pożytków”. Wiele jest takich w zestawach lektur szkolnych. Oduczają czytania na całe życie. Wróciłem do tych przemyśleń kilka lat później w Wielkich małych książkach. Co do listy polecanych wówczas książek, sprawa jest skomplikowana. Książki starzeją się szybko, coraz szybciej. Młodemu człowiekowi przeszkadza bariera językowa, „staroświeckość” świata przedstawionego, obcość bohaterów, z którymi trudno się utożsamić. Jedynie najlepsze tryumfalnie pokonują niszczącą siłę czasu – opowieści Janoscha, Liliany Bardijewskiej, Pawła Beręsewicza, Grzegorza Kasdepke, Joanny Olech i Anny Onichimowskiej, wiersze Joanny Kulmowej, Małgorzaty Strzałkowskiej i Joanny Papuzińskiej, powieści Barbary Kosmowskiej, z pisarzy obcych – Josteina Gaardera, Roberta Cormiera, Philipa Pullmana i innych, o których piszę we wspomnianych książkach.

Katarzyna Slany:
Które polskie opracowania naukowe – dotyczące literatury dla niedorosłych – uważasz za ważne i jakich opracowań naukowych nadal Twoim zdaniem brakuje?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Wszystkie uważam za ważne. Nie zgadzam się z tezami Jerzego Cieślikowskiego, byłoby jednak szczytem ignorancji, gdybym powiedział, że jego Wielka zabawa jest książką nieważną. Przeciwnie – to fundament, na którym wyrastały dziesiątki znakomitych prac badawczych, także polemicznych. Dobrze, że się różnimy, inaczej świat by skamieniał; ważne, by robić to pięknie i z klasą. Co innego czyjaś ignorancja, co innego kierunek interpretacji faktów i utworów.
Brakuje przede wszystkim syntetycznego ujęcia historii literatury dziecięcej. To bardzo dotkliwy brak. Kilkutomowa synteza, autorstwa Izabeli Kaniowskiej-Lewańskiej, Krystyny Kuliczkowskiej, Józefa Zbigniewa Białka i Stanisława Fryciego, ukazała się kilkadziesiąt lat temu, gdy badania dopiero rozpoczynały się. Nie mamy opracowań dotyczących wpływów literatur obcych na polską literaturę dziecięcą. Wiemy trochę o tego rodzaju oddziaływaniach w odniesieniu do wybranych autorów: Charles’a Perraulta, Carlo Collodiego, Grimmów, Hansa Ch. Andersena, Lewisa Carrolla czy Alana A. Milne’a, ale już niewielka jest nasza wiedza o tym, jak na naszych pisarzy wpływała twórczość Marka Twaina czy Astrid Lindgren, nie mówiąc już o globalnych oddziaływaniach literatur niemieckiej, szwedzkiej, amerykańskiej czy francuskiej na polską literaturę dziecięcą. Nie ma historii książki dziecięcej, historii krytyki literatury dziecięcej itd. To są obszary wymagające wieloletnich zespołowych, niekiedy interdyscyplinarnych badań.
Katarzyna Slany:
Jakie tematy, trendy, nurty, konwencje itd. związane ze stanem badań nad współczesną literaturą dziecięcą i młodzieżową szczególnie Cię interesują?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Fascynują mnie badania, które prowadzi prof. Violetta Wróblewska, związane z bajką ludową i ludowym folklorem, znajdującym w bajkach odbicie. Bardzo ciekawie i wielokierunkowo rozwinął się nurt rozpoznań inspirowanych sformułowaną przez Marianne Hirsch kategorią postpamięci. Analizy prowadzone z wykorzystaniem narzędzi wypracowanych na gruncie najnowszych kierunków rozwoju myśli humanistycznej (gender studies, childhood studies i children’s studies, queer studies, food studies, monster study, studia nad przestrzenią i nad rzeczami) odsłaniają nowe treści utworów, wskazują na nieoczywiste obszary refleksyjne i znaczeniowe.
Katarzyna Slany:
Co sądzisz o ewoluowaniu literatury dziecięcej w Polsce po 2000 roku oraz które utwory przykuły Twoją uwagę na tyle, że chcesz je polecić. Bierzmy tu pod uwagę boom na książki obrazkowe, opowieści ilustrowane, komiksy i książki graficzne.
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Mamy bogatą jak nigdy wcześniej ofertę wydawniczą, rozmaitość propozycji olśniewa i zachwyca. Są powieści graficzne i komiksy, picturebooki i książki tradycyjne. Mamy opowieści skrzące humorem i skłaniające do refleksji, mamy grono najznakomitszych artystów grafików, mamy świetnych pisarzy. Nic tylko czytać.
Jeśli chodzi o książki godne polecenia, sprawa nie jest prosta. To tak samo jak z godną polecenia muzyką albo godnym polecenia ubraniem. Każdy z nas ma własne przyzwyczajenia i potrzeby, własne preferencje. Proponuję więc korzystanie z propozycji, które przedstawiają grona ekspertów. Różne opcje, przyzwyczajenia, gusty, preferencje literackie zbiegają się i w tak przygotowanym rogu obfitości znajdują się rzeczy wybrane, nietuzinkowe, a jednocześnie szyte na różne miary wiekowe i różne czytelnicze potrzeby. Mam wielkie zaufanie do Listy Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej, do listy książek rekomendowanych przez Fundację ABC XXI Cała Polska Czyta Dzieciom, do nagród Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY. Znajdują się tam pozycje wybrane nie przez jednego, choćby najbardziej kompetentnego krytyka, lecz przez wieloosobowe grona eksperckie.
Nie znaczy to, że nie mam własnych preferencji. Są one jednak subiektywne, i to bardzo subiektywne. Nie chciałbym tym subiektywizmem zarażać.
Katarzyna Slany:
Jak postrzegasz ewoluowanie literatury młodzieżowej i Young Adult w Polsce po 2000 roku? Czy jest ona lepsza od tej wcześniejszej? Czym się różni?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Literatura dla młodzieży bardzo dużo mówi o samej młodzieży. Niegdyś tak nie było – mówiła raczej o tym, jakie są oczekiwania dorosłych względem młodego pokolenia. Wystarczy jeden klasyczny tytuł: Praca bogactwem Władysławy Izdebskiej. To jest książka, która wyraża światopogląd wychowawców, a nie młodych, szalonych, zwariowanych nastolatków. Odkąd jednak już nawet małe dzieci mają swobodny dostęp do półek z książkami, odkąd sami czytelnicy decydują o tym, co czytają, książki muszą odpowiadać ich oczekiwaniom, mówić o ich świecie, o ich problemach, ich dylematach. Tylko wtedy będą czytane. Na początku XXI w. przewinęła się fala tematów związanych z przemocą w rodzinie, także przemocą na tle seksualnym. Potem pojawiły się problemy rodzin patchworkowych, przemocy szkolnej, dziś – orientacji seksualnej i tożsamości. Przewinęły się przez rynek książki poświęcone samobójstwom wśród nastolatków. To są problemy nieobojętne dla młodego pokolenia i o tym są książki. O tym muszą mówić książki. Inaczej wyrok: książki na wygnanie, pisarze na szafot.
Czym literatura współczesna dla YA jest lepsza od dawniejszej? Tym samym, czym lepszy jest Mickiewicz od Krasickiego albo Żeromski od Sienkiewicza. Czyli niczym. Reprezentują kolejne pokolenia pisarzy i zwracają się do sobie współczesnych, do żyjących, a nie do skamielin. Dziś dla wielu konserwatywnych krytyków wzorem pisarstwa dla młodzieży jest Kornel Makuszyński. Zapominają, że w latach międzywojennych Makuszyński był ostro atakowany za naruszanie norm wychowawczych i lansowanie postaci nastolatek – o zgrozo!!! – mądrzejszych od dorosłych. Nie zaatakowano jednak Makuszyńskiego za Przyjaciela wesołego diabła; gdyby napisał go dziś, dostałby zdrowego łupnia za rzekomy satanizm. Zmieniają się czasy, zmienia się kontekst kultury. Mickiewicz nie jest lepszy od Krasickiego, jest inny, ukształtowany w innej kulturze.
Katarzyna Slany:
Które tematy współcześnie najczęściej są brane pod uwagę przez polskich pisarzy/polskie pisarki? Czy są według Ciebie ciekawie realizowane?
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Są tematy niezmienne: proces wzrastania, inicjacji w życie, dojrzewania, osiągania pełni człowieczeństwa. Wracają jak bumerang, tyle, że dziś w formie bardziej dramatycznej, z uwypukleniem współczesnych problemów: braku oparcia w rodzinie, samotności, zdrady przyjaciół, uzależnień.
Są tematy nowe, nieobecne w literaturze wcześniejszej: przemoc domowa, alkoholizm rodziców, depresja, samobójstwo. To są współczesne problemy społeczne, mówi się o nich w dyskursie medialnym, mówi się również w literaturze, filmie, komiksie. To bardzo ważne kręgi tematów. Książka może być mądrym towarzyszem w indywidualnej, czytelniczej „drodze przez mękę”, drodze przez piekło. Pamiętajmy, że cierpienie powoduje często autoizolację i skazuje cierpiącego na tragiczną samotność. Książka tę samotność przełamuje.
Katarzyna Slany:
Podaj, proszę 3 książki dziecięce/młodzieżowe, które zabrałbyś na bezludną wyspę, co Cię w nich urzeka? Zechciej też podać 1 książkę dla dzieci/młodzieży, do której nigdy się nie przekonałeś 😉
Profesor Grzegorz Leszczyński:
Wyspa bezludna to wyspa skazująca na samotność. Trzeba tę samotność wypełnić myślami, więc książki muszą te myśli inspirować. Więc: Świat Zofii Josteina Gaardera – bo jest mądrą wyprawą w głąb historii filozofii, Mały Książę Antoine’a de Saint-Exupéry’ego – bo jest głębokim, wielowymiarowym, wypowiedzianym językiem symboli traktatem filozoficznym, wyrażonym w formie prostej dziecięcej książki, Przygody Sindbada Żeglarza Bolesława Leśmiana – bo zabiera w świat marzeń, snów, baśni, a przede wszystkim morza i wysp bezludnych. Daje też nadzieję, że może i mi dane będzie spotkać się z Diabłem Morskim, który skusi do nowej przygody.
Nie przekonałem się do tzw. powieści dla dziewcząt. Poza arcydziełami – a jest ich wiele, od Ani z Zielonych Szczytów poczynając – powielają klisze romansowe i żerują na mało wyrafinowanych emocjach czytelniczych.
Katarzyna Slany:
Na koniec chciałabym zapytać, jakie zwierzę mogłoby być Twoim Patronem/zwierzęcym aniołem/ opiekunem. W serii J.K. Rowling o Harrym Potterze bohaterowie mają swoich zwierzęcych aniołów, którzy czuwają nad nimi w zaświatach, lecz przywołani zaklęciem: Expecto patronum!, przybywają, aby pomóc podopiecznym, a nawet przywołać ich ze świata mroku i śmierci. Wiem, że kochasz zwierzęta, dlatego interesuje mnie, które zwierzę: pradawne, współczesne, magiczne, baśniowe, fantastyczne, fantazmatyczne, mitologiczne, mistyczne, biblijne lub zupełnie inne byłoby Twoim Patronusem? Bardzo mi zależy, żebyś podał konkretne zwierzę, którego obecność czujesz przy sobie całe życie, zwłaszcza gdy piszesz książki. Zwierzę niemal totemiczne, z którym czujesz wielką bliskość.
Grzegorz Leszczyński:
Argos, pies Odyseusza, niegdyś piękny i zwinny, teraz, czekając przez dwadzieścia lat na powrót swego pana, niedołężny, zaniedbany i chory, mieszka na kupie gnoju.
„…jedzon przez robactwo.
Lecz skoro bliskość pana zwietrzyło biedactwo,
Pokiwało ogonem tuląc uszy obie,
Chciałoby się doczołgać, sił nie miało w sobie.
Uważał to Odysej i łzę uczuł w oku;
Otarł ją, by nie widział pastuch, co stał z boku”.
„Tak wiele psów potrafi bezgranicznie, wiernie kochać. I tak mało ludzi” – prof. Grzegorz Leszczyński.
Katarzyna Slany:
Piękny przykład, bardzo prawdziwy i smutny. Zwierzęta kochają nas wiernie i bezgranicznie – masz sto procent racji. Moim patronem zwierzęcym jest zapewne tygrys, jako że wszystkie koty, nawet moje ulubione, nadzwyczajne dachowce, pochodzą od tygrysów 🙂
Drogi Grzegorzu bardzo Ci dziękuję, że z ogromną cierpliwością odpowiadałeś na pytania. Wysyłam Ci moc kocich czułości, a od Młodzika (bez tego ani rusz) życzliwe pacnięcie łapą 🙂


A oto kilka książek, które Profesor Grzegorz Leszczyński wspaniale polecał w Magicznej bibliotece…oraz w Wielkich małych książkach… i które ja Wam dziś polecam, subiektywnie, bo to moje ulubione 😉 Oto one:
Zerwać pąki, zabić dzieci Kenzaburo OE

Koralina Neil Gaiman

Czekoladowa wojna Robert Cormier

Charlie i fabryka czekolady Roald Dahl

Panna Nikt Tomasz Tryzna

Pamiętnik Blumki Iwona Chmielewska

A oto Mistrz w naturalnym środowisku książek!!!
