
Zachęcam do przeczytania pierwszej z trzyczęściowej rozmowy z wybitną pisarką Katarzyną Ryrych, która dotyczy powieści młodzieżowych autorki, wydanych w wydawnictwie Ibis jako seria dla Young Adults. Do tej pory ukazały się w niej: Zupełnie inna bajka, Księżniczka na wygnaniu. Osiem żywotów Reginy Różyczki, Dogonić siebie oraz Śpiew wieloryba.
Katarzyna Ryrych jest jedną z najbardziej uzdolnionych oraz rozpoznawalnych pisarek dla dzieci i młodzieży w Polsce. Tworzy utwory ważne, głębokie, symboliczne, metaforyczne, a także antropologicznie wrażliwe. Autorka w oryginalny sposób ujmuje problematyczne zagadnienia i odważnie porusza tematy tabuizowanie, newralgiczne, traumatyczne, niewygodne społecznie i kulturowo. Dobre tematy to jedno, druga rzecz to ich realizacja. I tutaj należy stwierdzić, że poetyka światów kreowanych przez pisarkę jest znakomita. Ryrych dobrze radzi sobie z różnymi gatunkami, stylami, konwencjami literackimi. Posiada szczególną umiejętność tkania fabuły za pomocą:
– realizmu magicznego,
– baśniowości,
– języka subkultury dziecięcej oraz młodzieżowej,
– reinterpretacji baśni, mitów, podań ludowych, legend miejskich, wiejskich i folkloru dziecięcego,
– postmodernistycznych przypowieści,
– teorii gender, feminizmów oraz queer,
– nurtu ekokrytyki i studiów nad zwierzętami,
– topiki grozy,
– symboli, metafor, sfery intuicji, empatii, łączności dusz, nadwrażliwości, profetyzmu, synergii poezji oraz prozy celem zwrócenia uwagi na to, co pomiędzy.
Wybrałam najbardziej widoczne w prozie Ryrych sposoby tworzenia opowieści, jest ich jednak znacznie więcej, co pokażą kolejne rozmowy z pisarką.
Katarzyna Slany: Kasiu zdobyłaś dwa wyróżnienia w Konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji Ibby w 2023 roku za Linkę w mysim mieście w kategorii książka dla dzieci oraz za Zupełnie inną bajkę w kategorii książka dla młodzieży. To kolejne z wielu nagród, jakie otrzymujesz od lat za swoje utwory kierowane do niedorosłych. Zupełnie inna bajka została wydana nakładem wydawnictwa Ibis i jest to niezwykła opowieść mówiąca o transpłciowym chłopcu, który od dziecka wie, że jest dziewczyną. Wielu przed Tobą próbowało w Polsce literacko ugryźć temat mniejszości seksualnych, tożsamości społeczno-kulturowej czy LGBTQ+ w ogóle, ale były to próby nietrafione. Zupełnie inna bajka wyróżnia się tym, że jest esencjonalna, ale mocno emocjonalna i do bólu prawdziwa. Doskonale oddaje istotę transpłciowości i bardzo trudną sytuację osób transpłciowych w Polsce zarówno w aspekcie rodzinnym jak i środowiskowym, ale też społecznym i politycznym. Pokazujesz młodą osobę nierozumianą przez najbliższych, wyobcowaną w środowisku rówieśniczym, cierpiącą psychicznie i fizycznie, a przecież piękną, mądrą, utalentowaną i wartościową, względem której społeczeństwo powinno w naturalny sposób żywić szacunek i uruchamiać pokłady empatii. Tymczasem bohaterka ukrywa prawdę o sobie przed światem i jest w kontrze do samej siebie. Swoją opowieścią objęłaś wiele wątków, także dramat patriarchalnej rodziny, która również cierpi, lecz dla niepoznaki zakłada różne maski społeczne. Powiedz, jak dotarłaś do tego tematu, jak go oswoiłaś i uczyniłaś swoim na tyle, że książka rozbiła tabu transpłciowości od środka i uderzała w czytelników prawdą herstorii głównej bohaterki i jej rodziny?
Katarzyna Ryrych: Każda historia, którą opisuję, jest w pewnym sensie przeżyta, doświadczona przeze mnie. Genezą konkretnej opowieści może być zwykły kontakt z rzeczywistą osobą, której historia lub herstoria daje początek losom przyszłego bohatera/przyszłej bohaterki opowieści. Doświadczenie jednostki transpłciowej jest tak delikatne, że nie sposób pisać o nim tak całkowicie otwarcie. Wszystko rozgrywa się we wnętrzu człowieka. Młoda osoba transpłciowa raczej nie będzie manifestować swojej prawdziwej natury publicznie ze strachu przed rodziną i społeczeństwem. Sytuację takiej osoby porównać można do jeziora – widzimy piękną, gładką powierzchnię, a głęboko, w strefie przydennej czają się traumy, pytania, zagubienie, prawdziwy ból, niemożność poradzenia sobie ze swoim jestestwem i uwikłaniem w nieoczywistość. Z tego powodu narracja w książce jest jakby dialogiem pomiędzy Alex (męskim) a Alex (żeńskim), czyli pomiędzy widzialnym a ukrytym. Tylko poprzez rozmowy wewnętrzne Alex z samą sobą możemy wprowadzić czytelników w jej świat.
KS: Czy praca nad książką wymagała od Ciebie specjalistycznej wiedzy psychologicznej i medycznej, rozmów z osobami transpłciowymi, terapeutami, rodzicami dzieci transpłciowych, a może zupełnie czegoś innego?
Katarzyna Ryrych: Praca nad książką wymagała ode mnie zgłębienia samej siebie i powrotu do dzieciństwa. Kiedy miałam sześć lat, chciałam być chłopcem. Widziałam, że chłopakom jest łatwiej. Więcej się im wybacza, więcej im wolno. W zabawach przyjmowałam „męskie” role – byłam kowbojem, żołnierzem, gladiatorem a nawet…samurajem. Nie identyfikowałam się jako chłopiec, choć zawsze strzyżona na krótko, w spodniach, w brązowych sandałach produkcji Chełmka bywałam brana za chłopca. Nie byłam atrakcyjną, popularną dziewczynką i kiedyś przyszło mi do głowy, że gdybym była chłopcem, zapraszałabym do tańca na szkolnych zabawach te mało atrakcyjne dziewczynki. Zawsze miałam więcej kolegów niż koleżanek, plułam przez zęby, przeklinałam, rzucałam scyzorykiem do celu. Potem zaczęłam być dziewczyną, zbuntowaną, walczącą o coś lub z czymś. I kiedy któregoś dnia spotkałam – powiedzmy Alex, prawdziwą osobę transpłciową – wiedziałam, co dzieję się u niej w środku. Ja z chłopactwa wyrosłam, w pewnym momencie koledzy zmienili się, jakoś tak z dnia na dzień, w wielbicieli, ale co by było, gdybym jednak identyfikowała się jako chłopiec? Wówczas kwestia transpłciowości stałaby się moją historią.
KS: Myślę, że dzięki tej powieści każdy zrozumie, czym jest transpłciowość. Jak sądzisz, dlaczego tak mało polskich twórców podejmuje ten temat, a większość społeczeństwa go demonizuje i łączy z dewiacją?
Katarzyna Ryrych: Dla mnie pojęcie dewiacji, nienormalności wiąże się nierozerwalnie z wyrządzaniem krzywdy drugiej osobie – ludzkiej bądź zwierzęcej. Nie uznaję podziałów na normalność i nienormalność w kwestii osób LGBTQ+. Nienormalność, to tak jak mówiłam – krzywdzenie, destrukcja, okrucieństwo. Ludzie są zachowawczy. Pozostało im to z czasów, kiedy gonili za mamutami lub rzucali kamieniami w dinozaury ☺[żartobliwe nawiązanie pisarki do słów polityczki Ewy Kopacz], jeśli napotykali na coś, czego nie potrafili sobie wytłumaczyć, rodził się w nich strach. Strach i lęk poprzedzają ciekawość i zainteresowanie. My, ludzie XXI wieku nadal siedzimy w jaskiniach, grillujemy te mamuty i szufladkujemy, marginalizujemy, stygmatyzujemy. A jeśli czegoś nie rozumiemy, nie wiemy, jak to pojąć, nie szukamy odpowiedzi, od razu chcemy zabić To, co nieokreślone.
KS: Powieść jest znakomita literacko, operujesz motywami baśniowymi, fantazmatami, symbolami, praobrazami, doskonale żonglujesz i obnażasz stereotypy społeczne, to świadczy o doskonałości Twego pióra. Nie da się ukryć, że moc Zupełnie innej bajki tkwi w świadomie dobranej poetyce, ale także prawdziwych postaciach i didaskaliach, które je otaczają: gestach, spojrzeniach, zawahaniach, przemilczeniach, niejasnych aluzjach, które podbijają wiarygodność całej opowieści. Intryguje mnie, jak długo pracowałaś nad takim efektem literackim, komponując tekst z różnych stylów i konwencji oraz jak wpadłaś na te drogocenne imponderabilia, czyli tropy, ślady, intuicyjne przekaźniki, gesty, wyrazy oczu, mimikę twarzy oraz przelotne impresje między postaciami, dzięki którym poznajemy emocje i sposób myślenia bohaterów.
Katarzyna Ryrych: Pisząc, przenoszę się w inny wymiar. Wcielam się w bohatera/bohaterkę swojej historii, czuję, myślę, doświadczam jak on/ona. Każda książka zjada mnie lub przynajmniej kawałek mnie. Potem długo czekam, aż świat wróci na swoją pozycję. Spalam się, tak można to powiedzieć. Kiedy piszę, widzę wszystko w skali makro i mikro, pieczołowicie oddaję detale, szczegóły, didaskalia. Są mi potrzebne ze względu na efekt prawdziwości postaci i świata przedstawionego. Innymi słowy, wchodzę w przestrzeń życiową bohatera i żyję jego życiem, często bardzo trudnym, stąd zapewne wiarygodność kreowanych przeze mnie postaci, problemów i często ułomnych rzeczywistości.
KS: Czy uważasz, że Zupełnie inna bajka powinna być szkolną lekturą?
Katarzyna Ryrych: Zdecydowanie tak. Myślę, że byłaby to książka otwierająca na drugiego człowieka, pokazująca to, czego zazwyczaj nie widać. Tym bardziej, że stroni od dosłowności, pozostawia miejsce na refleksję, budzi empatię względem tego, co Obce – nieznane, nieujarzmione, tabuizowane, w polskim społeczeństwie mocno napiętnowane. Zupełnie inna bajka dzięki swej metaforyczności pozwala dojrzeć świat wewnętrzny osób LGBTQ+, a także ten świat zrozumieć i oswoić. Duże znaczenie dla czytelnika ma również zbliżenie do innych postaci z powieści, ambiwalentnych, smutnych jak rodzina Alex, zamknięta w więzieniu patriarchalnego, katolickiego spojrzenia na drugiego człowieka, ale także ludzi otwartych, kochających Inność, niewykluczających odmienności jak babcia i homoseksualni przyjaciele Alex. Ta książka sprawi, że przestaniemy demagogizować transpłciowość oraz pozwoli nam być otwartymi na zmiany, a także krok po kroku uświadomi czytelnikowi, jakie szkody wyrządza brak tolerancji, odrzucenie, zadawanie cierpienia ludziom LGTBQ+. Finalnie przy odpowiedniej dyskusji okazać się może, że zrozumienie wiedzie do akceptacji, a akceptacja do afirmacji i włączenia takiej osoby jak Aleks do świata społecznego jako „swoją”.
KS: Jakie predyspozycje powinien mieć pisarz/pisarka, którzy pójdą Twoim śladem i zechcą pisać o ludziach LGBT?
Katarzyna Ryrych: Myślę, że trzeba im odwagi, empatii szczerości i konsekwencji, żeby nie zmarnować tematu, jak to uczyniła niejaka Natalia Rolleczek, która napisała świetną książkę Drewniany różaniec, co prawda na inny, lecz równie drażliwy temat, a potem wycofywała się z tego rakiem.
KS: Równie wyjątkową Twoją powieścią wydaną w serii młodzieżowej wydawnictwa Ibis jest Księżniczka na wygnaniu. Osiem żywotów Reginy Różyczki. To mocna historia, czyta się ją jednym tchem. Porywa i nie puszcza do samiusieńkiego końca. Fascynująca jest silna psychicznie bohaterka i jej 18-letnie, traumatyczne życie, a finał powieści wbija w fotel i mieści się w formule przypowieści – jest niezwykle wyważony i mądry. W związku z tym pytanie: czy Twoim zdaniem żeby napisać współcześnie dobrą powieść dla młodzieży pisarza/pisarkę musi cechować jakiś szczególny rodzaj odwagi i determinacji?
Katarzyna Ryrych: Trzeba być dobrym obserwatorem. Być, słuchać. Nie zamykać oczu na rzeczy istotne. Nadążać.
KS: Czym według Ciebie powinna wyróżniać się dzisiejsza proza młodzieżowa, by zwrócić uwagę czytelnika, ale jednocześnie być dobrym tekstem literackim?
Katarzyna Ryrych: No i tu powinnam dotknąć tematu wielokrotnie poruszanego przez moje koleżanki i kolegów po piórze. Wielu mówi, że czują się wypierani przez młodych autorów. Dlaczego tak się dzieje? Autor nie może WYOBRAŻAĆ sobie życia młodzieży. Używać języka, jakim sam posługiwał się, kiedy miał naście lat. Problemy, wrażliwość/nadwrażliwość nie zmieniają się, ale zmieniają się realia. Język bohatera powinien być dostosowany do współczesnych realiów. Zawsze mówię, że osiedlowy żul nie będzie posługiwać się piękną, literacką polszczyzną, wręcz przeciwnie, wszystko wyrazi przy pomocy jednego, dobrze nam wszystkim znanego słowa. Z drugiej strony, język narratora powinien być poprawny, bogaty – chyba, że narratorem będzie wcześniej wspomniany żul, ale to raczej nie zakwalifikuje się jako powieść dla młodzieży. Pamiętam jak w czasie pierwszego lockdownu, pisałam w necie, w odcinkach, historie o tym jak grupa osiedlowych dresiarzy walczy z pandemią: Jak my na naszej dzielni z wirusem walczyli, tam wszelkie wulgaryzmy i ambiwalentny język były całkowicie zamierzone. Przynajmniej ludzie się pośmiali.
KS: Czego Ty sama się wystrzegasz, a w co celujesz, pisząc prozę dla młodzieży?
Katarzyna Ryrych: Wystrzegam się fałszu, lukru, sztuczności. Celuję w bezkompromisową prawdę i realne rozwiązania zgodne z tym, co oferuje młodym współczesna rzeczywistość.
KS: Bądź nieskromna, co myślisz o swoich utworach dla młodzieży na tle innych, które powstają w naszym kraju?
Katarzyna Ryrych: Są po prostu dobre.
KS: Czy seria młodzieżowych powieści wydawnictwa Ibis, które tworzysz, ma jakiś specjalny cel, charakter, przyświeca jej idea nadania nowego życia literaturze dla młodych?
Katarzyna Ryrych: Wydawnictwo poszło na całość. Jednak, każda książka ma z tyłu literaturoznawczy komentarz, który dotyczy problemu omawianego w książce, jest to rodzaj merytorycznego objaśnienia zagadnienia powieści, równie ważny jak sama treść. To zamierzona seria bez znieczulenia i przeciw społecznej znieczulicy.
KS: Niebawem ukażą się Twoje nowe książki dla czytelników młodzieżowych: Dogonić siebie i Pieśń wieloryba. Zacznę od tej drugiej, bo jest to zbiór opowiadań, które doskonale pokazują przekrój problemów, jakie poruszasz w swoich powieściach młodzieżowych. Tomik ten opisałam tak:
„Pieśń wieloryba to zaawansowana sztuka konwersacji (pomiędzy przedstawicielami tego wyjątkowego gatunku), która rozwija się podobnie do rozwoju kultury ludzkiej. Pieśń wieloryba jest kulturotwórcza, bogata w znaczenia, inspirująca i demiurgiczna. Wieloryby nasłuchują się z daleka, rozmawiają ze sobą, wsłuchują się w siebie nawzajem, a ich donośny śpiew daje świadectwo wspólnotowej jedności. Nowy tom opowiadań Katarzyny Ryrych nosi tytuł Śpiew wieloryba. Składają się na niego opowieści antropologicznie wrażliwe, uwypuklające bolączki, kryzysy, załamania, traumy i wykluczenia dotykające dojrzewające dzieci i poszukującą szeroko rozumianej tożsamości młodzież. Dodajmy, że młodzieńcze próby odnajdywania siebie mają miejsce w niosącej wiele zagrożeń ponowoczesności. Ryrych w Pieśni wieloryba przełamuje liczne tabu, które od lat wywołują w polskim społeczeństwie niechęć, bunt i strach. W opowieściach tych młodzi są pozostawieni sami sobie, dorośli bowiem nie rozpoznają na czas problemów swoich dzieci. Opiekunom brakuje merytorycznych narzędzi do rozwiązywania delikatnych, intymnych problemów młodego pokolenia. Książka Ryrych jest pozycją niezwykle cenną, ponieważ pozwala dorosłym czytelnikom dostrzec to, co na co dzień niezauważane lub pomijane w pełnym intensywnych doznań i emocji świecie dzieci i młodzieży. Dzięki Pieśni wieloryba możemy wiele dowiedzieć się o młodzieńczej depresji, uzależnieniach, problemach z odżywianiem, przemocy, dyskryminacji i agresji w grupie, nieradzeniu sobie z emocjami, nieokiełznanej rozpaczy po stracie najbliższych, niezdolności do komunikowania się ze światem, a także samobójstwach. Tomik daje nadzieję, że pieśni młodych uzyskają konkretną odpowiedź dorosłych. Taką, która stanie się swoistym manifestem zrozumienia, miłości, otwartości oraz transparentnego wsparcia psychicznego, fizycznego i społecznego dla każdego młodego człowieka”. Co byś zmieniała w Tej nocie i z jakiego powodu?
Katarzyna Ryrych: Nie zmieniałabym jej. Wszystko powiedziałaś.
KS: Skąd tytuł Pieśń wieloryba?
Katarzyna Ryrych: Wieloryb, kaszalot…takie epitety padają czasem pod adresem „puszystych” dziewczyn. Ale to przepiękni, mądrzy mieszkańcy oceanów. Ich pieśni niosą się pod wodą przez setki kilometrów. Nawołują – tu jestem, tu mnie szukaj.
KS: Paleta tematów jest tutaj szeroka, na co konkretnie chcesz zwrócić uwagę tym tomikiem?
Katarzyna Ryrych: Poszczególne tematy już wymieniłaś, wszystkie są ważne, każdy wymaga maksimum uwagi. Zauważ jednak, że żadne z opowiadań nie ma konkretnego zakończenia – urywa się w momencie, gdy problem zostaje nazwany (nierozwiązany – KS). Wszyscy jesteśmy inni. Do każdego z nas jest inny klucz. Tylko paracetamol albo ketonal podziałają na ból zęba u każdego. Dlatego nie przykładajmy linijki, nie stosujmy schematów. Każdy może dopowiedzieć sobie – lub nawet dopisać – własne zakończenie.
KS: Piszesz w zbiorku o braku relacji między dzisiejszą młodzieżą a dorosłymi, czy ten problem będzie się według Ciebie pogłębiał?
Katarzyna Ryrych: Zapewne tak. Z wydatną pomocą terapeutów, którzy źródła każdego problemu dopatrują się w błędach rodziców. Internalizacja, pięknie, ale co dalej?
KS: Być może rodzinna psychoterapia, nauka wzajemnej komunikacji, detoks od laptopów i komórek, wspólne spędzanie czasu, opieka rodzicielska. W opowiadaniach brakuje dialogu między młodymi a dorosłymi, może nawet chęci porozumienia? Czy naprawdę jesteśmy sobie aż tak dalecy?
Katarzyna Ryrych: Dorośli rozpaczliwie pragną zachować młodość, zatrzymać upływ czasu, coraz częściej stają się kumplem/kumpelką dziecka, to nie jest w porządku, a tym bardziej nie jest to zgodne z naturalnym procesem rozwoju dziecka. To rodzaj toksycznej więzi, rodzic powinien być opoką dla dziecka/młodego człowieka. Czuwać nad jego bezpieczeństwem, lecz jako dorosły, odpowiedzialny opiekun. Niestety doszło do infantylizacji dorosłych, niegotowych na wyzwanie, jakim jest rodzicielstwo. Skutkuje to załamaniem komunikacji wśród najbliższych i wzajemne postrzeganie się jako wrogów. Żyjemy w niebezpiecznych czasach, każdy z nas jest sam, zapomnieliśmy już, jak ważne są wspólnotowe doświadczenia, intensywne rozmowy, otwartość i bliskość. Powinniśmy dążyć do tego, co scala, jednoczy, daje poczucie bezpieczeństwa. Być może te wartości okażą się ratunkiem dla wszystkich.
KS: W jaki sposób „literatura antropologicznie wrażliwa”, którą proponujesz młodym w serii wydawnictwa Ibis, może być tutaj pomocna?
Katarzyna Ryrych: Wydaje mi się, że moje „młodzieżowe” książki powinni poczytać dorośli. Być może zobaczą coś, czego nie widzieli? Przeoczyli? Zaniedbali? Odpuścili? Ich postawa bez wątpienia uczyniła opisaną w książce młodzież bezradną, zagubioną, depresyjną, skłonną do zamknięcia się przed rzeczywistością w świecie komórek i social mediów – to niebezpieczny, hermetyczny i iluzoryczny świat. Trudno jednak skierować sokoli wzrok na siebie…dlatego wielu opiekunów ma wbudowaną znieczulicę i tworzy zasłony dymne lub odwraca się od własnych dzieci, nie chcąc przyjąć prawd obiektywnych. Trudno bowiem powiedzieć: zniszczyłam/zniszczyłem mojemu dziecku życie. Lepiej zbudować pancerz ochronny i wszelkie próby rozmów i negocjacji bojkotować krzykiem oraz uderzaniem w najczulsze punkty młodego człowieka.
KS: Druga nowość to Dogonić siebie. Poruszająca historia młodego chłopaka, który żyje w świecie na opak. Rozbitek, bo tak go nazywają, to postać mocno charakterystyczna. W grę wchodzi tu poważny błąd młodości, prawdziwi i fałszywi przyjaciele, samobójstwo matki i patologiczny ojciec. W moim odczuciu tematem tej historii jest symboliczna droga, jaką musi odbyć bohater, aby właśnie „dogonić siebie”, tego prawdziwego, który chce uwierzyć w siebie, nadać swemu życiu wartość i sens. Bardzo ciekawa historia z szlachetną puentą. Czy w przypadku tak intensywnej emocjonalnie prozy młodzieżowej korzystasz z własnych doświadczeń, cudzych, czy te historie są czystą fikcją i nachodzą Cię w snach lub gdy wyprowadzasz na spacer psa?
Katarzyna Ryrych: Ta książka akurat jest mocno związana z moją biografią, podobnie jak Król. (Nie)fikcja często prześladuje mnie właśnie w snach. Król to zapis pewnego bardzo trudnego okresu w moim życiu. Nagle zostałam bez pracy, bez mieszkania, ok, byłam już wtedy autorką kilku książek, nie było ich wiele, to nie jest tak, że na początkowym etapie da się z tego wyżyć. Jak się nie przekroczy pewnego progu, to po prostu chwytasz każdą inną pracę, cokolwiek. Nagle znalazła się nowa perspektywa – nauczanie angielskiego w wojsku – oni nawet nie wiedzieli, ile mnie samą nauczyli. Powiem tak: „dupa w troki” i do celu. Natomiast mieszkanie, nora bez toalety, jeśli woda to zimna, potem okazało się, że za szafą był cudownie rozprzestrzeniony na ścianie grzyb (pewnie z tego powodu nie rozstawałam się z inhalatorem ). Zimno, więc pisałam, siedząc w kurtce, palce w rękawiczkach, stopy na termoforze. Trudno sobie wyobrazić takie warunki w XXI wieku. Pewnego dnia woda z dziury w dachu zalała mi sprzęt, ilustracje, dokumenty. A ja pisałam jak wściekła. Identyfikowałam się z każdym po kolei z bohaterów Króla, gadałam do siebie, śmiałam się, płakałam. Dwa tygodnie. Tyle zajęło mi pisanie tej książki. Ona jest piękna, ale…nie potrafię jej czytać. Ja tę książkę po prostu wytargałam z siebie. Dogonić siebie – a, może to się w głowie nie mieści, ale znałam kogoś takiego jak ojciec Rozbitka. I jego szalonego znajomego od burzenia nośnych ścian też. I taką szkołę, gdzie uczniowie nagminnie poszerzali sobie świadomość. Ostatnio dałam kilka egzemplarzy z tych autorskich znajomemu policjantowi, który pracuje z młodzieżą, myślę, że odpowiednio je wykorzysta. Budując postać Wisznu, jakoś myślałam o nim. Widzisz, nic nie bierze się z niczego. A spacer z psem to rodzaj terapii.
KS: Nastrój tej i pozostałych opowieści bywa niepokojący, obrazy groźne, traumatyczne, kiedy czytam Twoje utwory, są one tak plastyczne, że te melancholijne obrazy, pokiereszowani bohaterowie zapadają mi w pamięć, często przeglądam się w nich jak w lustrze. Czy słyszysz od czytelników podobne słowa?
Katarzyna Ryrych: Tak, często po spotkaniu przychodzi taki młody człowiek i zaczyna od: „to jest jakby o mnie”. Serio, wolałabym żeby te obrazy pozostawały jedynie w kategorii fikcji. Żebym nie spotykała osób podobnych do moich bohaterów w realu.
KS: Ja słyszałam wielokrotnie, że Twoje teksty są kultowe, bo zostają w pamięci, nie można o nich zapomnieć. Są ważne, piękne i mądre, zawsze ze szlachetnym przesłaniem. Cieszy Cię aplauz czytelników? Daje power do dalszego pisania?
Katarzyna Ryrych: Daje, oczywiście, że daje power. To jest taka energia, że praktycznie kończę jedną opowieść i zaczynam drugą.
KS: Twoje przesłania są szlachetne i niezwykle mądre, co nie oznacza, że zakończenia powieści są szczęśliwe. Co myślisz o happy endach?
Katarzyna Ryrych: Zawsze musi być jakiś koniec. Happy end często bywa kompletnie nie na miejscu. Życie nie głaska nas po głowach. Jest trudne, gorzkie, samotne, czasami brutalne. Tak już jest. Dlatego w moich powieściach dla młodzieży przemycam obrazy traumy z dzieciństwa, konsekwencje błędów młodości, patologiczny obraz rodziny, dramatyczne skutki zażywania narkotyków, a nawet pobyt w szpitalu psychiatrycznym i samobójstwa wynikające z braku opieki, miłości, przyjaźni. Współczesna młodzież nie potrzebuje happy endów, a prawdy, nawet jeśli bohater/ka są na dnie. Cudowne zakończenia to cukier, puder, róż. Żadna satysfakcja z lektury. Młodzi wyczuwają fałsz pisarza/pisarki. W moich powieściach pozostawiam bohaterom/bohaterkom wybór. Tak samo czytelnikom. Kto wie? Być może wielu z nich nabierze apetytu na życie jak np. Rozbitek lub Regina.
KS: Zauważyłam, że często pozostawiasz czytelnika z otwartym zakończeniem, czemu ma to służyć?
Katarzyna Ryrych: Zależy mi na pozostawieniu w czytelnikach niedosytu. Można dobudować sobie ciąg dalszy danej historii, jeśli ktoś zechce pozostać mentalnie z bohaterami. Trochę wysiłku, pobudzenia wyobraźni, zawsze dobrze robi.
KS: Powiedziałaś mi kiedyś, że na Twojej ścianie wisi strzelba dla niepowołanych gości, zechciej powiedzieć, w jaki typ prozy młodzieżowej wypaliłabyś ze swojej dwururki?
Katarzyna Ryrych: Słodki Jezu w morelach! Z pewnością w banał, w wydumane opowieści budzące tanie emocje…w te wszystkie historie o współczesnych kopciuszkach…harlequiny dla małolatów. Wszyscy wiemy, o co chodzi.
KS: Powiedź, którą współczesną polską pisarkę/polskiego pisarza dla młodzieży czytasz, cenisz i polecasz?
Katarzyna Ryrych: Kochałam Zofię Chądzyńską za jedną książkę, która do dzisiaj stoi na mojej półce, a konkretnie za Statki, które mijają się nocą. To była jakby historia o mnie.
KS: To koniecznie muszę przeczytać! Porozmawiajmy teraz o grozie i horrorze, które obie lubimy. W wydawnictwie Ibis ukazała się napisana przez Ciebie świetna trylogia grozy. Skąd Twoje upodobanie do niesamowitości i wszelkich artefaktów strachu?
Katarzyna Ryrych: Lubię się bać. Lubię ciemności. Czasami gdy wyruszam na spotkanie na drugi koniec Polski, jadę nocnym pociągiem. Aby dojść na dworzec, idę wzdłuż muru cmentarza Rakowickiego. Myślę, że ludzie lubią się bać. Dawnymi czasy dużo się rozmawiało i opowiadało różne mroczne historie, przeważnie straszne, co zastępowało telewizję, Internet. W mojej rodzinie dużo się rozmawiało. Sobotnie, niedzielne wieczory to była prawdziwa uczta.
KS: W opowieściach Historie nieoczywiste, Po drugiej stronie, Historie niezwykłe nie korzystasz z anglosaskiego sztafażu grozy, ale naszego rodzimego, słowiańskiego horroru. Skąd taki wybór?
Katarzyna Ryrych: Nie lubię niczego powielać. Mamy sporo rodzimych straszydeł i strasznych historii. Chciałabym mieć własną ścieżkę grozotwórczą, własne rekwizytorium strachów i być dzięki niemu rozpoznawalna. Niech to będzie moje własne laboratorium horroru rodem m.in. ze słowiańszczyzny.
KS: Słusznie! Widzę też u Ciebie zafascynowanie motywem rzeczy, które uosabiają lub łączą się z istotami niematerialnymi. Każda opowieść strachu w Twojej trylogii ma głębokie zaplecze merytoryczne, nawiązuje do artefaktów po zmarłych, miejsc granicznych, ludowych obrzędów, trajektorii symboli, zapętleń zmarłych w świecie żywych, przenikania dusz do miejsc, od których nie mogą się uwolnić. Mogłabym wymieniać w nieskończoność, podziwiam Cię za tę trylogię. Jako jedna z niewielu pisarek polskich nie trywializujesz grozy. Twoje historie budzą strach, pozwalają się interpretować i co najciekawsze korzystają ze spektrum legend miejskich, opowieści z pogranicza jawy i snu zaczerpniętych z polskiej tradycji. Skąd u Ciebie tak oryginalny trop?
Katarzyna Ryrych: Cały świat niematerialny pełen jest rozmaitych istot. Każda z nich błąka się ze swoim osobistym bagażem, który często chciałaby zrzucić. Świat widzialny musi przeplatać się z tym drugim, czasem istnieją równolegle. To wzajemna wieloznaczna symbioza pomiędzy żywymi i martwymi, których zespala jakaś nić, jakiś artefakt, jakiś człowiek, jakieś zdarzenie z przeszłości, miłość, nienawiść, niedokończone sprawy, czasami przykre i smutne, czasami tajemnicze i dramatyczne generują stany splątania, wyładowania, przenikania, wizje, które stanowią o nierozerwalności nadprzyrodzonego z żywym. Takich opowieści w różnych zakątkach Polski jest mnóstwo i są one znakomitym budulcem mrocznych opowieści, zupełnie innym od anglosaskiego, a przede wszystkim nam znanym i bliskim. Warto je eksponować.
KS: W finałach powieści lubisz babrać się w tajemnicach czy preferujesz jasne rozwiązanie sytuacji?
Katarzyna Ryrych: Lubię tajemnicze, nieoczywiste zakończenia, czyli babranie siebie i czytelnika w meandrach labiryntowego horroru.
KS: Jaką literaturę grozy prywatnie lubisz?
Katarzyna Ryrych: Stevena Kinga i klasyków grozy. Na nich się wychowałam. Pierwsze opowieści, jakie przeczytałam, to były historie Edgara Allana Poe 'go i Demon ruchu – już mówiłam, kocham pociągi…
KS: Czy dalej będziesz stawiać sobie za cel tworzenie opowieści grozy zbudowanej na rodzimych strachach oprócz oczywiście powieści skierowanych do młodzieży?
Katarzyna Ryrych: Tak, choć ostatnio życie podsunęło mi przedziwny scenariusz. Ale ja się już przyzwyczaiłam, że przytrafiają mi się rzeczy, jakie nie przytrafiają się innym osobom.
KS: Brzmi tajemniczo! Czekamy zatem z niecierpliwością. Na koniec, zdradź, jaką książkę dla młodzieży piszesz teraz i czy ponownie użyjesz symbolicznej strzelby, żeby nas zaskoczyć czymś zupełnie nowym?
Katarzyna Ryrych: Groza, oczywiście groza. Życie zapodało mi scenariusz, a kiedy książka się ukaże w wydawnictwie Ibis, opowiem, jak do tego doszło. A potem wrócę do czasów PRL-u, słodko-gorzko-nostalgicznie.
KS: Kasiu Droga na koniec powiedz, proszę, jakie jest Twoje duchowe zwierzę? Moim są wszystkie kotowate, dziś będzie to Lew.
Katarzyna Ryrych: Moje zwierzę to zdecydowanie wilk. Taka samotna, chuda wilczyca. Gotowa walczyć tam, gdzie dzieje się krzywda.
KS: Pasuje do Ciebie! Kasiu kończymy pierwszą część naszej rozmowy dotyczącej serii Young Adults wydanej w wydawnictwie Ibis. Życzę Ci, żebyś zawsze potrafiła „wyniuchać” temat godny poważnej prozy młodzieżowej i traktować go na serio, jak do tej pory. Dziękuję Ci pięknie za poświęcony czas!
Państwa odsyłam do mojej recenzji książki Zupełnie inna bajka, którą znajdziecie na moim blogu. Wkrótce kontynuacja rozmowy z Katarzyną Ryrych na temat jej prozy dla dzieci, która rządzi się nieco innymi prawami niż literatura AY. Zapraszamy.
A oto galeria zdjęć udostępnionych przez pisarkę (wilczycę!) z ukochanym mężem, ukochanymi psami i kotami!

Katarzyna Ryrych z berneńczykiem Brave

Katarzyna Ryrych z berneńczykiem Brave

Krzysztof Korczyński, wybitny poeta
z psem Don Piesorio

Kotka Szmatka grzeje kuper w słońcu

Leżakują kot Konstanty i kot De Wons

Katarzyna Ryrych z mężem Krzysztofem Korczyńskim

Katarzyna Ryrych w łożu z najpotrzebniejszymi rzeczami i naturalnie psem 🙂
Wiedza i kompetncja płynie z twoich postów inspirują i zmuszają do refleksji. Dzięki Ci za tak bogaty wkład w społeczność blogową. Trzymaj tak dalej Cześć!
Dziękuję za dobre słowo, czasami obawiam się, że większość komentarzy to twory sztucznej inteligencji. Mam nadzieję, że tym razem tak nie jest i są to miłe słowa napisane przez Człowieka 🙂 Pozdrawiam.